dziupla w słońcu
|
|
określony brakiem
powielam
czcionki spojrzeń
obrzezanych z wiary
w czytających
mnie jak
może-potem-znowu
zapisanych chodnikami
być
i jutrem
pozłacanym nowo
kroniki
anonim-a-nalfabety
z ludzkich skór
wydarte
od wyssanych ze światła piersi słońca
po pytajnik śmierci zgasły
biblia nożem podawana
głodnym
ciasna w myśli
określonej
brakiem
[23.02.94]
|
| |
człekokształtny krok
|
|
wrócić w gąszcz
źródlany
lasu usta nieme
w gniewie
sens wynaleźć
z kory
wulgaryzmów wiatru
wyszczerbionych
być człowiekiem z nazwy
istnieniem
z natury
pluwocinę dnia
uświęcić
w aureoli igieł nie czesanych
od nasiona
wrócić w bór
zdziczałą ciszą
zakorzenić się poezją
i wyrosnąć
nieporozumianym
[09.03.94]
|
| |
kukła zwana czasem
|
|
bo istnieje
w locie trzmiela włochatego
korze dębu
w rzek krwiobiegu bezustannym
jest
w odchodach wróbli głośnych
kolcu słońca
i w kamieniu niepodzielnym
sens sam w sobie sensowniejszy
póki człowiek go nie
zdłubie
zmierzy
i wysłowi
by określić
sobą
jak bezpański czas
w zegarze
zasznurował
wtedy
[18.03.94]
|
| |
trop z chmur
|
|
zamykam się z
tobą
w oknie
o krok
od
jutra
w ubłoconym niebem
bucie
ciekawy
[23.03.94]
|
| |
ocalony
|
|
mam na imię
lat
dłonie łapią dech
zachłannie
nie pamiętam
wiatr
tam
tu tam
[23.03.94]
|
| |
pisałem w nocy
|
|
mam na karku ze dwie dychy
ocalałem
od krwią trupów wypalanych
nocy krzykiem rozjaśnianych
butów sumień rozdeptanych
serc z ołowiu celowanych
mam zegarek atomowy
porno filmy
sny
i boga z głowy
przyrosłem do życia
słowami
przegniłymi od banałów
widzę dzieci wódą zarzygane
matki synem krzyżowane
jude raus und skiny chuje
szara baba
szare majtki wyszarpuje
spomiędzy
ojciec zdechł pijany
rakiem
gdzieś na nieba miedzy
ty
różewicz
pomóż
z naplutymi w dłonie
łzami
wepchnąć mi ten
głaz
ty wiesz gdzie
różewicz
ty już wiesz
[10.05.94]
|
| |
tłuściorska połezja
|
|
wdech i wydech
ręce w bok
machamy
truchtem w miejscu
do zadyszki
nogi wyżej
ponad zadki zasiedziałe
co się pani opierdala
powstań padnij
leżeć siad
i aport
za księżycem
no bo kto do kurwy
będzie dbał o linię
słowa
[20.05.94]
|
| |
|
| a mówili
nie pisz jon
o sraniu
kurwach boskich
i zginaniu
ty masz
ultradźwiękiem
nadfioletem
śladem pana
biec ku niebu
ale co ja
człowiek tylko
ludzisko szarzysko ścierwnisko
a mówili
to ty nie pisz jon
ty se ta połezja daruj
ty se żyj
szarami
gdy nie mogę
ręce wciąż mi przeciekają
śmierdzi nawet pod pachami
tymi
poezjami
[22.03.94]
|
| |
zapominam siebie
|
|
zapominam siebie
w ciszy
wnętrza dłoni nie poznaję
białe ślady
stóp
zadrapań
nieczystości kałamarzy
umieram wcześniej dzień od siebie
tam miałem dziewczynę
kiedyś
o imieniu
ona
ja
i ona
[15.06.94]
|
| |
zderzenia (2)
|
|
dziewczyny o oczach
błękitnych
niepospolicie
w słojach serc na gumkę
nienawiści pchły perłowe
karmią
z tresowanej łzami dłoni
jego
w kojcu wspomnień
krew rozcięta
głodem
[15.07.94]
|
| |
dalej
|
|
w butach
z ludzkiej skóry
idę
wlokąc cień
ślimaczy
skrzydeł brukowanych
ku świetlanej
stamtąd tam
tuż przy ziemi
[07.09.94r]
|
| |
ftórnoźć nad wdurnościami
|
|
be
a puścisz ty ten banał
fe
nie mlaskaj przy
szymborskiej
w mcdonaldach nie jedz
jak za mamę banał
i za tatę banał
bo taki pan z workami
pająk w obraz
babci trup dmuchany
tu ma grzesi niebo
grzesi je
i zrobi z niego
gówno
oj niedobry grzesi
aj ja jaj
[03.09.94r]
|
| |
koronki z krwi
|
|
z tych poetów
kiepscy kochankowie
substytucji w nich
nad wagę
pielęgnując tchem kłębiącym tętent w krzyk rozkwitły
tren na matczyną miłość przeprasują
w zgrzyt błyskawic roztrzaskani
gnój w haiku zagotują
wreszcie
śliną znacząc skrzep płomienia
kościół swój zapiszą
krwią wyciętą
koronkowo
jej
z imienia
[13.09.94r.]
|
| |
strach najcichszy (aśq p.)
|
|
boję się
krew porosła ciszę
gąszczem w nurt pieniącym
wdarła skrzydłem ognia
w głos
zakwitła
w grzechot serca
strach zarzucił wzrok
na gwiazdy
dalej
tam nocą
zerwę z dłoni krzyk
dojrzały
po zgrzyt stali w biel łodygi
by swą śmierć zanucić
kołysanką
z ulgą
grzesznie głodem podsycaną
[01.10.94r.]
|
| |
śmiertelny sen
|
|
umrzeć najciszej
jak można
inaczej
przez ciekawość rozdrapaną
szufladami
gdzie żyletki ojca
sznur
słów wszawica pozłacana
znowu krew
gdzież tej nocy byłem
plama krwi na ustach
wypalana
dni różańcem pobielałym
boli
wcieram w dłonie wiatr
bezsilny
boję się
znów się boję zapodziany
że śmierć wdzieje oczy matki
jak bieliznę brudną
z chleba
nieprzespanej wiary
[28.10.94r.]
|
| |
z cyklu: cała w oczach
|
|
[1]
mówią
poznam cię po oczach
całą
jakby dłoniom
biodrom
śladom kruczomałym
ciebie brakowało
|
| |
|
| [3]
proszę
nie zamykaj oczu
umrzesz
myślę
|
| |
|
| [5]
pochylam głowę
nad okiem
tych co poginęli
w nim
nieznani
miej ich w swej opiece
cichej
amen
[03.12.94r.]
|
| |
cykl: alice'94
|
|
|
[1]
|
|
|
tam (pod dachem snu)
gdzie zasypiam
też spojrzeniem potrącają
popatrz mamo
ten tu żyje jeszcze
dziwak
synku obudź tchórza
niech umiera
tam
u siebie
|
| |
|
|
|
[2]
|
|
|
najdłuższy wiersz
słonych kroków chrzęst na twarzy
przyszłaś
jak zapomnieć mam oddychać
tobą
bez natchnienia ciszy
|
| |
|
|
|
[3]
|
|
|
ukochany z naderwanym
mamo
gdzie jest mój miś
mamo
gdzie go schowałaś
mamooo
co z nim zrobiłaś
maaamooo
ty zabiłaś
cicho mały skurwysynie
masz tu życie
żryj
i spać mi zaraz
mamo
ale ty zabiłaś
sen
|
| |
|
|
|
[4]
|
|
|
pośrodku miasta
tłumu
ktoś
się w kimś zakochał
ofiar zdarzenia
nie
|
| |
|
|
|
[5] alice'94 (dla alice)
|
|
|
życie to tłum
brukowana ślepa rzeka
wypłukany krzykiem z trzewi
w dół wleczony
przetapiany
tulę sny do martwych piersi
murów
tu we wnętrzu dnia
bramie ciemnej
zapałkami słów otwieram
śmierć
dłoń ożywiam ogniem
modlę się o
życie to tłum
zabija
aby wciąż
[22.12.94r.]
|
| |
umrzeć z nienawiści do siebie chciałbym
|
|
oto nasza wielka ucieczka
milczymy
niewiele więksi
od nawyku życia
nadzy wobec faktu
istnienia li tylko szeptem
w kołtunach ciszy
splecionych w dłonie
z nawykiem ust zadartych w niebo
zaschniętych z nożem
w gardle
pięciolistnych doświadczeń agonii
pomiędzy deskami
przykrótkiego
znoszonego
teatru zabijania cieni
oto nasza wielka ucieczka
poupychani w spojrzeniach
skuci chłodem w oddech
poplątani bólem jutrem głodem
prowadzeni na wystawną rzeź
rozgrzeszania
za lustrzaną fobię nienawiści
zasypiamy
oto nasza wielka ucieczka
słowa
te słowa
kryształowe ziemniaki
rzucone w popioły pamięci
brzemienną jesienią
oto nasza wielka ucieczka
zapadamy w śmierć
nad ranem
niezapowiedzianie
[23.01.95r.]
|
| |
psy pawłowa
|
|
[dzyń]
tłum
w tłumie ja
ktoś jak ja
nie ja
przepisany
nauczony żyć na pamięć
tradycja
instynkt
nawyk
odruch
na dźwięk
dzwonka
piszę
wiem
lub nienawidzę
na dźwięk dzwonka
umrę
sobie kiedyś
w trawie
i
[dzyń]
[26.01.95r.]
|
| |
chodnik życia
|
|
omijam kałuże oczu
zaciskam się w skowyt
niemrawo
ocieram się o nabrzmiałe krocza nienawiści
za obszczany uśmiech wylazły za spodni
w ciszy z tłuczonego szkła
tarzam język
słowa zmysł ostatni chcąc uchylić
przed kamieniem znieczule
nie
nie mogę
nie potrafię już
muszę ściany krzyk obłapić
kopnąć
zagryźć
przestać kroki pisać
gówno prawda że ucieka się stąd
żywym
tylko pod płomieniem ciał
i w maskach
ryku wierszy bez przecinków
kurw natchnionych
przerażeniem nie istnienia
w ciele własnym
iść lub zdechnąć
to wszystko
za mało
[18.03.95r.]
|
| |
ikar
|
|
na latarkach
w słońce
biegł
[15.04.95r.]
|
| |
bóg istnieje
|
|
co robi
istnieje
orzeczenie
kto co
bóg
podmiot
zdanie pojedyncze
proste
niewymownie
[16.04.95r.]
|
| |
lot do krainy zadartych nadgarstków
|
|
z samobójstwem jak
z lataniem
zamykam oczy
i nie żyję
na chwilę
[16.04.95r.]
|
| |
ciało które nie jest domem
|
|
to bezustanne urojone życie
czyni mnie niespokojnym
w fotelowej bezdomności
w kapciach z sierści psa
pokojowego
rozkładam na ślinę
skrzydła
pomięte od noszenia ich w kieszeniach
i piszę to
czym nakrywałem się daremnie
podczas snu
jest tak przytulnie zimno
poprzez dziury w ławce
nocy palec namaszcza mi powieki przerażeniem
wsuwam się głębiej
w cień
ten własny chociaż
i umieram
byle dalej
[13.04.95r]
|
| |
* * *
|
|
cały w ulicach
przemierzam się
horyzontalnie
nienapotykalny
[02.06.95r.]
|
| |
powód
|
|
parzysty rozciągle
dorabiam słowa
nie wiem
które pierwsze
aby para
zawsze
[02.06.95r.]
|
|
|
obwód życia
|
[1]
|
|
|
to ciało
leży poza mną
zmierzchem
przychodzę siadam z głową wbitą w
słowa
i patrzę po horyzont
jak pęcznieje penis
krew nabrzmiewa
tłoczy się i słania
jak nadchodzi potem
|
| |
|
|
|
[2]
|
|
|
boję się nocy
w zamkniętych wypalonych ustach
i gdyby nie
świetliki dłoni
[02.06.95r.]
|
| |
konstrukt osobisty
|
|
nie rozumiem życia
skąd to we mnie
po co
wkładam lęk na bose myśli
uczę się uciekać
w nim
przewracać
czasem klękam
piszę
zapominam
niepytany
[02.06.95r.]
|
| |
wiersz bierno-agresywny
|
|
ubzdurane
uszczęśliwić wszystkich
wpuszczam ich przed siebie
z uśmiechami i
na-zdrowiem w oczach
oni płaczą i dziękują
oniemiali
w kolejce po śmierć
[02.06.95r.]
|
| |
nienawiść to strach (z cyklu: dorosłość [10])
|
|
mężczyźni o rękach skrywanych
jak zdrada
mówią dziewczynkom bajki o nożach
i nie śmieją się
mężczyźni o dłoniach brudnych
jak łodygi mleczy
zadzierają dziewczynkom sukienki
i nie śmieją się
mężczyźni o palcach lepkich
jak więdnące lody
patrzą na siusiające dziewczynki
i nie śmieją się
mężczyźni o dotyku twardym
jak skóra luster
całują miękkie włosy dziewczynek
i nie śmieją się
mężczyźni o ciałach głodnych
jak wygasły wiatr
uśmiechają się do dziewczynek
i nie śmieją się
umierają
przykuci starością
do wydętych wspomnień
o dziewczynkach
i radości
w maleńkie skuterki
niech już umrą
nim uśmiechną się
narodzą
[08.06.95r.]
|
| |
wielka projekcja
|
|
składam z dłoni ptaka
w ołowianych piórach
nieruchomy cel
na światło
obolały cień
położony na twych oczach
potrafi latać
[09.06.95r.]
|
| |
samotniaczek
|
|
pochwyciłem dłoń
i biegnę
gubiąc stopy wśród żebraków
przyczajonych chodnikami
pochwyciłem dłoń
i uciekam z nią do siebie
jeszcze ciepłą zjadam
dławię się
i rzygam
pochwyciłem dłoń
własną
[09.06.95r.]
|
| |
zakochanie
|
|
nienawidzę
ale jestem kłamcą
to usprawiedliwia
te dłonie wbite
w twoje
po rękojeść
z nieba pada kamień
uniewinnia
[07.07.95r.]
|
| |
reszka
|
|
proszę
znajdź mnie w zdeptanej trawie
tłumu
do kieszeni włóż
ot tak
na szczęście
[07.07.95r.]
|
| |
dwugłowy jednorożec
|
|
nie myśleć
zwinąć się w kieszeni
w płaszcz gazety
i przeczekać
z pchłami we krwi
i zaklęciem na kłębuszki kurestw
o zapachu mięty
[10.06.95r.]
|
| |
opamiętanie wg berkeleya
|
|
poruszam się
i drgam
pomiędzy dłonią a papierem
wystarczy zdmuchnąć pióro
a ginę
bezsznurnie
i tylko facet w formalinie tv
patrząc rozjuszonym elektronem
utrzymuje mnie przy życiu
samobójcze pstryk
oko nieba drwi zza okna
[17.07.95r.]
|
| |
drogowskaz
|
|
trafić do mnie
prosto
przez judasza w lustrze
zamknij oczy
się
[24.07.95r.]
|
| |
zero absolutne
|
|
śmierć
nieosiągalna z żadnej strony
przenika
[22.07.95r.]
|
| |
dla a.
|
|
mam o tobie pojęcie
blade
cóż mój świetliku
[22.07.95r.]
|
| |
zakochanie ii (z lilą k.)
|
|
nienawidzę
z niezwykłą wrażliwością
i tylko ze strachu
przed bólem
przybieram kształt twoich dłoni
wypełniam się
[30.07.95r.]
|
| |
aniele mój
|
|
naga
stajesz się wydzieliną
nie do nieba ci
w tej sukni
[31.07.95r.]
|
| |
palec w-skazuje
|
|
ta grzeszna przyjemność
z napisania
jeszcze jednego słowa
to nie poezja
to błękitny palec
zawisły nad muchą
z przetrąconym skrzydłem
[31.07.95r.]
|
| |
haecceitas
|
|
być innym
o kropelkę
która gasi
nie zatapia
drąży
[31.07.95r.]
|
| |
potłuczony świetlik
|
|
zakręcam się
zapadam
pod wzniesieniem siebie
światło zawraca
bezsilne
[05.08.95r.]
|
| |
przeciąg podskórny
|
|
poprzestać na słowie
nie sposób
drżenie świerszczy
to jak pogoń za kapeluszem
w bezdomnym kominie
[11.08.95r.]
|
| |
trujacy pyłek
|
|
siewco
mam w dłoni palec ziemi
na ziarno historii
a zawsze tylko pszczoły
i motyle
[12.08.95r.]
|
| |
normalka
|
|
ja cię kocham
ty się pocisz
siwiejemy
[06.09.95r.]
|
| |
podlatarniany ślimak
|
|
na dłoni mam domek
zakręcony
i nie daję już dupy na numer
z serem
serce albo wypierdalaj
[06.09.95r.]
|
| |
trup spod lady
|
|
moja połezja jest
na kartki
słowa z kością
80 kilo
[06.09.95r.]
|
| |
testament znaleziony
|
|
mój ojciec był treserem życia
chwytał śmierć i bił mnie
po bezsennych dłoniach
gdy chowałem się pod powiekami
zamykałem oczy
nie ma grzesi nie ma
splatał ręce w boga
w worku wrzucał mnie do rzeki
i jak zawsze nie było krwi
wypływałem
coraz rzadziej
biegałem do szkoły z mokrymi włosami
i uczyłem się
bez oddechu pisać godzinami
nagle
odszedł
bicz zostawił ku pamięci
ku obronie
[07.10.95r.]
|
| |
dziś
|
|
dzisiaj jest sobota
dzisiaj nie potrafię kochać
dzisiaj mam wolne
wiec odpierdolcie się ode mnie
z tym czytaniem
od
je
baj
cie
się
nie potrafię milczeć
ani pisać
przeżywam
siebie o nastepny dzień
[07.10.95r.]
|
| |
nieme oceany
|
|
zdarzało mi się
uciekać
na widok tych łodzi na brzeg wyplutych
z krwią
ale wracam ciągle
biegam od jednej do drugiej
klękam
tulę rozpłatane burty
połamane wiosła stroszę w pióropusze
wyczesuję z martwiejących palców kotwic
pióra
(nigdy nie wspominam że rybami cuchną najcichszymi)
one wciąż się natrząsają
z moich nóg umorusanych trawą
i skrzydełka co na szyi zamiast głowy
wiem że rankiem
ledwie wzejdzie
w słońca bagnet wzlecą
w rozkrzyczaną gardziel nieba
aby śpiew usłyszeć
własny
[14.10.95r.]
|
| |
nic jest poezją
|
|
nie ma poezji
ubzdurałem ją sobie
zapatrzony w puste okna okratowanych zeszytów
nauczyłem się pisać o złych rzeczach
bez przecinków
nie znając innej formy przemocy
bo nie ma poezji
by rozgrzeszać
i uświęcać
są słowa
którym nie dane było stać się
ciałem
słowa
niewymownie wpatrzone
w ciebie
[14.10.95r.]
|
| |
raz-i-dwa
|
|
świat binarny jest
wszystko nim na dwa
dzielone
nawet bez kochania siebie
nic z innymi nie wychodzi
[15.10.95r.]
|
| |
filozofia'95
|
|
a na świecie coraz więcej śmierci
może to i dobrze
może taka jest natura życia
coraz częściej
może to i lepiej
dla tych wód zieleni zwierząt
co z entropią sobie rady dać nie mogą
tylko człowiek
jako człowiek
od czasu
do czasu
na zawsze
i na pewno
[22.10.95r.]
|
| |
mówię ci stary
|
|
nie stać mnie na nowe serca
są teraz takie drogie
przy moich zarobkach
w fabryce mechanicznych słów
jako kapuś-malarz gęb-dorosły
nie mam żadnych szans
dzisiaj
muszę
kochać głuche-tłuste-nowoczesne
rozpisane na programy
telewizji kolorowej
i narzekać na swój upierdliwie nienajgorszy los
zresztą i tak babskie skowyty
niesie dalej
(mówię ci fizyka)
bo dalej jest zachód
a na zachodzie
sam wiesz stary
[04.11.95r.]
|
| |
wariat
|
|
jakieś zamieszanie
więc podchodzę
na chodniku ikar
z piórem w dłoni
podobno z dziewiątego skoczył
ze skrzydłem z zeszytu wyrwanym
ale zniosło go w bezlistne twarze
brudnookich kałuż
podobno był poetą
chciał napisać swoją śmierć
bez odrywania świadomości
patrzcie
język ma na wierzchu
zawsze tak pisał
widziałem
i nie krwawi
śpi
albo znów udaje
05.11.95r.]
|
| |
gwiazda betlejemska
|
|
zawiązałem sobie pas oriona
wokół szyi
na ostatnią gwiazdę
czekam aż ktoś potknie się
o wiadro życia
wyrwie mi spod stóp
chodniki
[05.11.95r.]
|
| |
język życia [1]
|
|
nauczyłem się języka
w którym tak trudno wyrazić
zapach słowa
jego rocznik smak gatunek
wytłumaczyć innym
śmierć w poszukiwaniu tego które
ciszę wie jak śpiewać
(bo wiersze to arkusze nut
dla niemych
z szaleństwa lub miłości do nich)
nauczyłem się języka
który nie chce mnie zrozumieć
[12.11.95r.]
|
| |
język życia [2]
|
|
moje wiersze
niby wiersze
piszę w martwym już języku
matka cisza go wyklęła
ojca mu nadając imię
moje
m wymawiam jak milczenie
znam swój język
niby język
w którym ciągle mówić mogę
tylko
sam do siebie
by nie zapomnieć
by nie rozumieć
by nie słyszeć nigdy
życia
[12.11.95r.]
|
| |
błędne ogniki
|
|
dłoń w dłoni
jeszcze cicho zaplątane
płoną w szczęściu
dziwnie im niezrozumiałym
wnet zacisną się
i zrosną
w tym niezrozumieniu
wnet im płakać będzie można
tylko gdy ta druga zaśnie
[02.12.95r.]
|
| |
* * *
|
|
ocieram się
o coraz węższe noce
z martwym w nowy wpadam
dzień
wypełnia się
gwiazdy zapadają w mrok
budzę je już tylko
gdy
zaboli nie-śmiertelność
[06.12.95r.]
|
| |
* * * (...gwiazdy...) |
|
ciiii
dlaczego
szelest chmur w ciemności
niebo trzeszczy
wiatr zapala noc na twarzy
nie rozumiem
po co
tylko ciiiii głuptasie
już tu są
06.12.95r.]
|
| |
nic jest poezją [3]
|
|
kobiety
zapatrzone w szklane oczy wystaw
i ciepłe penisy poetów
przepocone dworce
czarne myśli malowane wódą na samotność
kolorowe zdjęcia z samobójstwa kumpla
niebo jak świat
codziennie
nie ma poezji
są słowa
bez życia
[06.12.95r.]
|
| |
rękojebcy [2]
|
|
zamykam oczy
jakoś lepiej bez nich
tu
pod kołdrą
ręka szuka trzeciej
a natrafia znów
na penis
kiedyś uciekała
by zasypiać wierna
samotności
teraz się uśmiecha
w wymarzonych oczach napotkana
[08.12.95r.]
|
| |
spacer
|
|
podglądam poprzez swoje imię
jak wiatr
plącze przechodniów
strąca im spojrzenia
niebo łopoce
światło się napręża
milknie
w wygaszonych oknach ludzi
umieralność wzrasta
[18.12.95r.]
|
| |
gliniany altzheimer
|
|
nocą
rozbijam się o sen
w kawałkach
pod poduszką
łatwiej
rankiem
lepię siebie
na wspomnień podobieństwo
obraz pamiętany
coraz trudniej
mniej talentu chęci gliny
toporniejszy głupszy grzesi
zerojedymkofy taki
gupi
guuu pi
[08.12.95r.]
|
| |
* * *
|
|
nie potrafię wyjaśnić cię
fizyką
pod ciśnieniem światła
kryje się ktoś
inny
[30.12.95r.]
|
| |
* * *
|
|
tyle razy
znajdowałaś moje ciało w rzece
swoich ud
że już zapomniałem
jak to jest
zatonąć
30.12.95r.]
|
| |
* * *
|
|
istnieje w nas
zapotrzebowanie na drobnostki
a do siebie
mówimy już tylko
przez sen
[30.12.05r.]
|
| |
narastanie [2]
|
|
a ten tłuszcz
na dupie
to samotność
której nie zdołałem jakoś strawić
[30.12.95r.]
|
| |
narastanie [4]
|
|
zwinięta w kłębek ciepła
mówisz mi o
jego
oczach w gwiazdozbiory
przytulanej czerni włosów
i nabrzmiałym od męskości ciele
rysujesz go wilgotnym
językiem
na mym brzuchu
tłustym brzuchu
ja uciekam
potem
w nocy
patrzę wciąż w te jego oczy
wąs maluję mu i okulary
biję skurwysyna po ryju
biję go do umarłego
za siebie
[30.12.95r.]
|
| |
lampa
|
|
pocieram ciszę samotnością
żeby trzy życzenia słów
w zastaw za mnie
życiu
[06.01.96r.]
|
| |
mój świat ma dwoje oczu
|
|
na rogu mojej uczelni
pani kurwa
rozdaje zmęczone uśmiechy
zaśnieżonym szybom samochodów
na moim przystanku
pan pijak
wytrąca mi twój dotyk z dłoni
i przewraca we mnie rzygowiną roześmiany
w moim pociągu
pan złodziej
obmacuje zaufanie
zabierając mi do piekła nawet ciebie
w moim pokoju
pan maszyna
coraz lepiej mnie kopiuje
wiedząc że odwrotnie dzieje się
ja jego
na mojej ulicy
pani dziewczyna
nie
nie warto o niej pisać
w mojej głowie
pan tłum
nie chce rozejść się do domu
nie ma dokąd
[25.01.96r.]
|
| |
* * *
|
|
bez ciebie
świat ma tylko cztery strony
trochę niżej
trochę wyżej
nie ma nic już
poza życiem
jest codzienność
dzięki której się rozpoznajemy
[25.01.96r.]
|
| |
* * *
|
|
aby nazywała mnie pan księżyc
i mówiła nie wiem
zapytana o godzinę
by nie chciała nigdy
pożądała
nie gadała
wyrażała
umierała wieczność razy
na dzień
by nie rozumiała
bała się
zapominała
aby ciągle się
gubiła
w słowach
i chowała z wiatrem za kroplami deszczu
choć to może i banalne
nienazwana
śmiejąc się śpiewała
płacząc z ciszy odradzała
by spotkała kogoś
kogo sobie wymarzyła
a nie mnie
takiego
[26.01.96r.]
|
| |
cykl: znów czytałem (leśne spory z ks.twardowskim)
|
|
|
[3] ta maria magdalena
|
|
|
jakże walczę
muszę
by nie widzieć ciebie w innych
i w tej pani obok sklepu cynamonowego
z odmrożonym lub złamanym nosem
siniakiem na udzie
w futrze z ciasnych samochodów
mówiącą o moim członku
jak ten pan
co się młotkiem zdzielił w palec
trudno wyobrazić sobie taką marię magdalenę
i że on ją przyjął wtedy
ale to było ze dwadzieścia wieków temu
no i na południu
tutaj jezus też by teraz mówił
kurwa
[26.01.96r.]
|
| |
|
|
|
[5] kieszonkowy taki bóg
|
|
|
znamy dzieci
te same dzieci
z mojej ulicy
mówią na swą matkę stara
jeśli już nie kurwa
nie pytają o czym uczył jezus
lecz jak srał i sypał babki bez napletka
przynoszą do szkoły ogon kota
co do szyny się przykleił i go trzeba było kijem
najebane wódą biją się o dupy
nie dziewczyny
które z gazet kolorowych wyczytały swoje jednookie życie
a może jest też gorszy bóg
ten od krwi tiwi dyskotek
spermy przekleństw codzienności
taki dla nas tylko
tyle że ja nie chcę ciebie
byle jaki taki boże
mam już przecież siebie
dosyć
[26.01.96r.]
|
| |
biały gąszcz
|
|
wbiłem drzazgę pod paznokieć
zaszczepiłem w sobie las
mieszany
aby zwierzę ukryć przed człowiekiem
by je zgubić
wywlec w głąb i
na śmierć zapomnieć
boli jednak
las ropieje
odrzucony
[03.02.96r.]
|
| |
"...niewiele rzeczy nie da się naprawić..." (john morressy 'timekeeper')
|
ty pojebana kurwo jak ci
|
|
miły starszy pan uśmiechnie się
pogłaszcze
i opowie ci o słonecznikach
zajrzy tylko do środeczka
małe pik w serduszko
nawet nie poczujesz
kiedy jak
zapomnisz
boli krew to boli wszędzie leje się
potem będzie znowu nasze
tik tak
tik tak
tik
nie będziesz już płakała
gdy
[03.02.96r.]
|
| |
zakochani
|
|
w zaświatach potłuczonych bram
walcząc o kamienną pozytywkę nocy
z wniebobraniem trupiejących psów
zadajemy sobie uśmiech
przekłuwając usta białym głodem
uciekamy
potrącane znajome ulice
przyciasne z zazdrości
wyłapują nas
i przydeptują chodnikami
nawet słowa są przeciwko nam
ale też zapominają
uciekamy
zasypiając wam u stóp
w sobie
znany tylko sposób
[10.02.96r.]
|
| |
cykl: w szpitalnym łóżku
|
[1]
|
|
wewnątrz bólu
jest tylko czas
z czasem ból narasta
więcej
i więcej
staje się jednostką
przestrzenią
prędkością
światła
[20.04.96r.]
|
| |
|
|
|
[3]
|
|
|
wrzucam na ramiona
ciało
do którego nienawiścią przykuło mnie życie
i tańczę
uzdrowiony
bólem
[10.04.96r.]
|
| |
|
|
|
[5]
|
|
|
mieszkam w bólu
budzę się
gdy przechodzi po mnie bóg
w cierniowych butach
niosąc kamień nieba na ramionach
poprzez okno chemikaliów
wyglądam trwożliwie
zazdroszcząc światu
nieśmiertelnie nudnej codzienności
[10.04.96r.]
|
| |
dorośleję
|
|
nienawidzić jakby trudniej
życie
śmierć ciekawi tylko
uspokaja
przyzwyczaja do bliskości
beznadziejnie przypadkowej
[26.04.96r.]
|
| |
* * *
|
|
kocham cię
lecz widzisz
mam zbyt dorosłe dłonie
mógłbym zranić cię
lub potłuc twoją dumę ze mnie
uciec potem
dokąd
by nazajutrz się rozminąć w sobie
niechciani jak zdradzone oczy
potrącając
jakby silniej
[10.02.96r.]
|
| |
połezje
|
|
jak znam życie
będę pieprzył
widzisz
nauczyłem się przeklinać
pisząc wiersze
wzamian za wiarę w coś lepszego
niż pieniądze penis
wiarę w kogoś
poza sobą
zostałem połetą
zmieniającym swą codzienność
w twą codzienność
cha
i tyle
[26.04.96r.]
|
| |
harcerzyk
|
|
wiosną świat
stara się rozpalić we mnie życie
jedną zapałką
miłości
[27.04.96r.]
|
| |
* * *
|
|
oswoiłem swą samotność
kostką słowa w zimnej dłoni
kępką smutków
daje się wywabić z ciszy
jakoś raźniej nam
zasypiać razem
ona we nie
ja przy sobie
[27.04.96r.]
|
| |
samo-bójca
|
|
szukam w sobie
ofiary
rzucam słowa na przynętę
coraz głębiej
uciekam przed swym nożem
[27.04.96r.]
|
| |
zniebozstąpienie ikara
|
| krzyż
z łańcuchem zamiast boga
drewniane skrzydła
wbite w człowieka
gdy upadał w tonie nieba
jedyny świadek okazał się być
nikim
szarogłowym grubasem
zapatrzonym w cycki wystawowych manekinów
mającym w dupie
całą poezję
i banalne zakończenia
[30.04.96r.]
|
| |
* * *
|
|
dorosłość to
upijać się
by porozmawiać z kimkolwiek
oprócz siebie znowu
na temat zabawniejszy
od pozdrowień
i pogody
|
| |
* * *
|
|
coraz dalej nam
do siebie
ledwo co sięgamy
dłońmi
[04.05.96r.]
|
| |
* * *
|
| kłamię oszukuję cię i zwodzę
to teatrzyk taki
na pięć palców i atrament
nie ma natchnień
śmierci
kurw
poety
jest obawa
z tych trwożliwie nadwrażliwych
że za twym uśmiechem
palec jeden
pięść
czy kamień
przerażony ku obronie
[31.05.96r.]
|
| |
* * *
|
|
niebo by runęło
gdyby nie komary
liście
ptaki
czasem
w śnie zasłabną bursztynowym
błękit się pochyla
ludzie
wybiegają pomoc niosąc
w parasolach
słońce wspiera skrzydłem tęczy
by uleczyć
[09.07.96r.]
|
| |
* * *
|
|
jak zasypiać by nie budzić się
z ręką w sercu
wbitą po bezskrzydłe ramię
w moim łóżku
z węży sny uplatam
aby potem lepić się
do zmartwychwstałych o poranku okien
w oczach jak w bursztynie
uwięzione światło
cała reszta ciemna
rozpalona jadem
nie zasypia nigdy
w głowie
[13.07.96r.]
|
| |
* * *
|
|
miłość
nieudana nam samotność
podsycana spalającą nas
zazdrością
[13.07.96r.]
|
| |
czar miłości
|
|
pomagamy sobie
znaleźć utracone łzy
przyłapani w sieci ramion chcemy śpiewać
swe najsłodsze kłamstwa
by ujść z życiem
zadziwieni nią
zaklęci
że bez słowa lepiej
kochać niż odchodzić
[13.07.96r.]
|
| |
* * *
|
|
nie ma śmierci
codziennością noża
trzeba z życia ją wyrzeźbić
w pożądaniu niedojrzałą
i stygnącą jeszcze
krwią
wywarzyć ciało
wykraść światu
siebie
[20.07.96r.]
|
| |
* * *
|
|
nie zapytam
nigdy
po co ci ten nóż
pod poduszką
mokrą
od niezdarnych porozumień
serca z głową
też się boisz
wiem
miłości
[23.09.96r.]
|
| |
o wierszu
|
|
o
już widzę
jak go wloką
przez papiery brukowane
w podkoszulku purpurowym
do ogrodu
każą wspinać się na chmury
i potrząsać niebem
strącać im miłoszów w gęby
nie anioły
[23.09.96r.]
|
| |
posiniaczona cisza
|
|
coraz częściej
źle nam jest
ze sobą
częstotliwiej
zwarcia spięcia porażenia
wnet się zagłuszymy
oślepimy
utracimy w potrącanym szumie
gwiazd
ciepło ledwie zrozumiałe
[23.09.96r.]
|
| |
* * *
|
|
w trosce o zdziczały las
nauczyli być zapałką
i podkuli siekierami
uczesali jak z przedziałkiem
i wysłali go do szkoły
niech wygląda wreszcie
na człowieka
[09.11.96r.]
|
| |
* * *
|
|
bo za szybko
stało się
podzielenie samotności
nie zdążyłem się nauczyć
nienawidzić
przyjechałem kiedyś
do niej
i zastałem tylko psa głodnego
za białymi drzwiami
skomlał
gdy głaskałem chłodne drewno
zapomniałem już
jak dotykać jego miękkich uszu
by zamykał oczy
[09.11.96r.]
|
| |
obozy konserwujące
|
|
boję się pisać
pod słowami wściekłe psy
buty w głowę
przepocone krwią wagony
raus poety
raus do nieba
tam
pisanie czyni wolnym
[10.11.96r.]
|
| |
dowód na nie istnienie boga
|
|
ja
[14.11.96r.]
|
| |
życie to wszystko
|
|
życie jest wszystkim
co dzieli mnie
od śmierci
chcę rozedrzeć je
wydłubać
detonować ułamkami myśli
lecz zostaje tylko
rysa
ukrywana po zeszytach
przed przypadkiem nieśmiertelnym
co zawstydza
moją wolność negatywną
[ 24.12.96r. ]
|
| |
* * *
|
|
idę z życiem
ogarkiem kopcącym
przez czas
ono kapie
pali
dłoń zamyka w dni skorupie
tli się w krwi natchnieniem
oszukując sny bezbronne
i głupiutkie słowa
mamiąc je spełnieniem
24.12.96r.
|
| |
* * *
|
|
psze pani
psze pani
a grzesi konia wali
cicho bądź sumienie
grzesi wstań i powiedz wszystkim
co tam robisz
walę konia proszę pani
bardzo dobrze grzesi
masz poezję do dziennika
a sumienie marsz do kąta
(ty kurwo)
i po lekcjach mi napiszesz tysiąc razy
grzesi konia wierszem wali
więc poetą jest
i chuj
25.12.96r
|
| |
próba treści (nad formą)
|
|
(utwór ten wzoruję na fragmentach
wierszy rybowicza z książki marka
jana legendarni i tragiczni którą
pożyczyłem od znajomej bogusławy
celem penetracji jej i jego)
stało się
25.12.96r
|
| |
* * *
|
|
wierszy takich jak ten nie czytuje się lecz
czyta
głupie są i niepotrzebne
żeby ktoś w ogóle na nie spojrzał trzeba
je ciekawie
dzielić i zakończyć
jak
najszybc
27.12.96
|
| |
słowa
|
|
okłamałem że
potrafię w myśl je związać
oszukałem
że tę myśl napiszę
to robota dla poetów
jestem tylko
naganiaczem
27.12.96r
|
| |
* * *
|
|
ciii
cichutko
nie bój się tych oczu
nie uciekaj
pióro nie chce zranić cię
przysięgam
tylko daj napisać się oswoić
ty głupiutki mój wierszyku
28.12.96r
|
| |
pascha
|
|
nie uczono mnie umierać
do szkoły
w błękitnym plecaku
chleb nosiłem
i żyletkę wykradzioną z ust mrącego ojca
wycinałem nią motyle
ucząc się nie mlaskać przy jedzeniu
kiedyś krzyku zapragnęła
nie bolało nawet
łopotała krew zbudzona przez motyle
nauczyła pytać
i nie wierzyć nieznajomym myślom
przedstawiła słowom ścięte dłonie
zostawiła tuż za drzwiami
pod hizopem
by Niszczyciel mnie ominął
31.12.96
|
| |
* * * * *
|
|
piszę
w stadzie przerażonych
że nad nami
nic-nikogo
wewnątrz
piszę
z zamkniętymi oczyma
ciemnym zaułkiem życia
ku latarni
śmierci
piszę
wyczekując z zaskoczenia
noży
w wiersze owijanych
nic
04.01.97
|
| |
* * *
|
|
idź stąd życie
wyłaź ze mnie
wypad
do macicy matki
ksz do piekła
wypierdalaj
tam
do marzeń
04.01.97
|
| |
* * *
|
|
przegapiłem zakochanie
od mrugnięcia najkrótszego
ubierałem miłość ociężale
narzekając że przyciasna jest
w przełyku
zbyt jaskrawa
swędzi
i uwiera w serce
dziś mnie zbudził szept zdradliwy
gdy modliłem się do ciebie
snem bezwstydnym
nagi
04.01.97
|
| |
* * *
|
|
życia nie stworzono dla mnie
wycieńczony przemijaniem
tchem zużyty
obliczony
wątpię coraz częściej
w słów okłamywanie
nie dowodzę
boję się
wystarczy
04.01.97
|
| |
wiersz.exe
|
|
koniec ze sztucznymi natchnieniami
trza na trzeźwo tworzyć
ludzie
nie pierdolcie ze nie można
chlejcie
miłość i depresje
ćpajcie
noce i prostotę łyżki
piszcie
piszmy
w szczęściu i w zachwycie
użyźniajmy się cierpieniem
w chuj z prochami wódą chemikami
ludzie
dajmy sobie szansę
umysłowi
a nie jonom komputerów
albo wojaczkowi
13.03.97
|
| |
walczymucha
|
|
rozum przywlókł dzisiaj kota
niby śmieszny
i puchaty
mrucząc trąca kłębki dłoni
niby nie pamiętał
o tej myszy
w stogu serca
której tak się boję
kiedy milknie
13.03.97
|
| |
tytuł: wiersz
|
|
treść
ludzie patrzą
głowy pochylają
w lewo
prawo
drapią się wzdychają
taaa
to sztuka musi być
cholera
nie - jak trzy cholery
mniej więcej
13.03.97
|
| |
apoptoza
|
|
wypełniamy się zmęczeniem
o istnieniu swoim świadcząc
użalaniem
podawani na językach
rozdwojonych
stajemy się reklamą
plotką
wulgaryzmem
popełniamy się nawzajem
w afekcie
codzienności
odliczamy
30.03.97
|
| |
* * *
|
|
życie
(z małej litery
jakbym je rozumiał)
życie się zmęczyło
tym czekaniem na mnie w jutrze
i kłamstwami
o dziewczynach które mylą jeszcze miłość z całowaniem
o budzeniu się u boku bezimiennych kobiet
o zwierzaniu siebie obcym codziennościom
założyło się ze śmiercią że nie zdechnę nawet
gdy zapomną wszyscy
ale ja cię biała kurwo dorwę wreszcie
dłoni możesz sobie nie omijać
głowę zetnij jednak
słowem
tak misternym jak
zajebać
30.03.97
|
| |
* * *
|
|
oto poezja
czytana w pociągach
jednostkach czasu
i natchnienia
zawsze pomiędzy
30.03.97
|
| |
* * *
|
|
potrącony przez życie
rozkładam się
na wulgaryzmy gdzieś po rowach
pochlebstw
przepisuję się na czysto
do nieba
w wierszach się przewracam
robaczywy
gnoję
04.04.97
|
| |
manifest
|
|
tu i teraz
rozpoczynam walkę
grzesi przeciw natchnień upijaniu
oto wielki konkurs
na pisany bez promili wiersz
najlepszy
po morderstwie (z gwałtem) matki
smrodem krów zauroczeniu
w zwykłym wiosną zakochaniu
a dziewiąty kwietnia ustanawiam
dniem trzeźwego słowa
oficjalnie
05.04.97
|
| |
"niech poeci piszą wiersze prostsze od wspaniałej poezji" (ks. jan twardowski)
cykl: przerażająco śmieszne wiersze
05.04.97
|
|
|
| |
1. lekarz radzi
|
|
otwórz szerzej
taa
powiedz aaa
ciekawe
teraz pokaż mi tę
dupę trzeba będzie amputować
skoro dłonią zwracasz słowa
nie strawione
w głowie
|
| |
2. * * *
|
|
znów natura przesadziła
mam dwie ręce
a wciąż jedną i tą samą
piszę powtarzalnie kiepskie wiersze
albo konia walę
|
| |
4. * * *
|
|
gdzie z tym okiem ulizanym
morda w piach
i milczeć
tu poezji się zaczyna ziemia
święta
wers goreje
nie wypala
dziesięciokroć zapisany
krwią
na dnie szuflady
|
| |
6. oparty na prawdziwych
|
|
ty czytelnik
nie orientujesz sie może po ile teraz piwo stoi
bo ja student jestem
luzak
i wyłącznie piwko sączę
(wódę motłoch wali pierdolony)
a teraz krótki wierszyk dla ciemniaków
student jestem
wielki pan
kurwa więc nie powiem nigdy pośród dam
chyba że na
boga
i czadowym party
bo już taki jestem
taki no
otwarty
|
| |
7. testament
|
|
nie dajcie mi żyć
nie pozwólcie
bym was meczył tymi wierszydłami
nie potrafię sam z tym skończyć
niech przyjedzie ktoś
zabije
nerki dziecku weźmie podaruje
tylko tak się przydam wam
przysięgam
|
| |
trylogia do-słowna
12.04.97
|
| |
1. hop!
|
|
trzeba ciągle w głowę kopać je
przewracać
przez kolano
i do wiersza spać mi zaraz
bo rozlezą się stadami
po dziennikach ulic
pierwszych randkach
i piosenkach fałszowanych krzyżówkami dźwięków
schleją się
zeszmacą
lub pożenią z maszynami
a nie wrócą nigdy
znów nocami bezsennymi
przyjdzie nam ich szukać
myślą wabić je
nawracać
na potrójne salto-metaforę
z połykaniem
|
| |
2. inkwizycja
|
|
słowo ciasne
pożyczane
zaznaczone na niepamięć imionami znaczeń
zrozumieniem oddzielane od przeczucia
broni się poezją
nadaremnie
bo w kapturach z gazet
wywleczemy je na język
przybijemy słownikami do skrzyżowań ulic z tłumem
i spalimy
bezpośrednio transmitując z telewizji
jak z popiołów wzrasta babel
|
| |
3. władcy marionetek
|
|
one żyją
tolkien biblia starsi powiadają
że stworzyły ludzi na swój obraz
by zamieszkać w nas myślami
pielęgnować
i rozmnażać głodem
dziś wracają do milczenia
nie wie nikt dlaczego
zostawiają nas instynktom ojców
dzieciom maszyn
i emocjom na pożarcie
zostawiają nieudanych
|
| |
* * *
|
|
bo kobietę trzeba schładzać
lepkim ozorem zdrady
wciąż zlizywać przepocony odór jej pewności
ust kąciki maczać w kłamstwie
i w jej dłonie je wycierać bezwstydnym kocim zwyczajem
by mrużyła oczy poprawiając niesforny kosmyk wspomnień
zapylać jej gardło sycącą spermą słów
szepcząc o swym bogu z oczami jej koloru
zamykać w klatce pożądania patrząc jak
zgniatana między krzykiem a modlitwą
zaczyna mówić o miłości rżnięcie
kropelkami śliny znacząc drogę swą ku niebu
bo kobietę czcić należy pod postacią
siebie
a zostanie
próbowałem
to na sobie
15.06.97
|
| |
wiersz druciany
|
|
i tylko umierać jest trudniej
niż żyć
wyliczanką dni do nieba
zakręconych w głowie schodów
samorodnie się wieszając
u poręczy nocy
z zaciśniętym w krwi pluszowym nożem
na pana z pasem obdartym ze skóry
i lustrem ślepym na twarzy
tak trudno jest umierać
delikatnie opasanym strofami jej ud
przebierając się w bieliznę jej radości białogłowej
gwałcąc
przypadkowym samobójstwem
zestarzeję się
pochowam
a nie umrę
tak naprawdę
przeciętny wiele razy
wzdłuż życia
15.06.97
|
| |
ekshibicjonizm praktyczny
|
|
opuszczam przed tobą spodnie
abyś patrzył
i podziwiał lub
ze wstrętem głowę skręcił
sobie
a nie lepiej byłoby mnie zabić
najzwyczajniej
wywieźć w las
zakopać
bym dał owoc
zmartwychwstając wraz z szyszkami
16.08.97
|
| |
* * *
|
|
kończ się wreszcie dniu
niech cię więcej już nie widzę
żywym
niech nim zamknę zaraz oczy
zginiesz
zaciśnięty w obelżywie nieporadnym wierszu
21.12.98
|